Księga Czwarta. Dyplomatyka i Łowy



Pani Zosia. Poemat
Adam Mickiewicz z Chicago, pisze do
Mieszkańców Ząbkowic Śląskich.

W Chicago na ulicy Milwaukee zagląda do restauracji,
biur podróży, sklepów z kiełbasą na ulicy Belmont,
do aptek i firm wysyłających paczki do Polski.
Poeta zainspirowany życiem Polaków w Ameryce,
pisze narodowy poemat pt. Pani Zosia, czyli
Historia Polskich Szlachcianek Sprzątaczek
z Roku 2011 i 2012.
W dwunastu księgach wierszem.

Księga Czwarta. Dyplomatyka i Łowy
Ciśnienie spadło szef w biznesach w San Francisco,
Załatwia nowe dostawy, nowe zbyty, wszystko
Dla własnej satysfakcji, kupi pięć kapeluszy
Próżności, kilka skrzynek wina dla chorej duszy,
Ze złotego mostu spojrzy na miasto po zachodzie
Słońca, tak, pomyśli o amerykańskim narodzie,
O pierwszym pocałunku, próżność to najlepsza jego
Cecha, uśmiech to skarb – maska nastroju bojowego.
Król wyjechał, została królowa i królestwo,
kupiectwo, łowiectwo, łupiestwo,
Na barkach Zosi, co gry w szachy nie znosi,
Co o dodatkowe prace sama się nie prosi.
Król czasem zwany chłopcem, czasem tatą lub mężem,
Był szczerze i nieszczerze kochany, był orężem.
Jako władca zasługiwał na te dwa uczucia,
Nie Zosi to oceniać, nie miała serca kucia,
Nie czołgała się poprzez puszyste dywany,
Poprzez potłuczone szkło gdy król był naćpany,
Nie tańczyła wśród kadzideł i płatków róż,
Nie dla niej gardłowe układy, świadkiem był nóż. ......21
Nie ona piszczała w wannie, pławiła się
W luksusach, mówiąc do służby - do 12 śpię.
Nie ona sięgała ręką prawą do rozporka,
Rozebrana do połowy niczym porno aktorka,
W samochodzie z kuloodpornymi oknami,
Trzymając się króla rękami i nogami.
Cóż mogła wiedzieć o życiu, ona głupia Polka.
Cóż mogła wiedzieć o seksie prosto z rozporka,
O strzykawkach z kokainą, o marihuanie
Na śniadanie, nothing, mocium panie.
Nie ma ludzi głupich i Zosia nie była głupia,
Swój rozum miała i co wiedziała, to wiedziała.
Dolary liczyła w locie o każdej porze dnia
I nocy, czy miała otwarte, czy zamknięty oczy. ...... 35
W dyplomacji nie pracowała, ale się znała
Na bigosie, sosie, niczego się nie bała.
Mawiała dyplomacją musi być wielka,
Abym na tym nie wyszła jak jaka frajerka.
Od rana do wieczora giętka bajerka jak szelka.
Łowy są ważne trzeba się obłowić, na palcach
chodzić, tańczyć rock&rolla znać się na walcach.
Jak zając stać na przednich łapach nastawić uszy.
Słuchać gdzie pada deszcz a z której śnieg prószy.
Spać i mieć oczy otwarte jak żołnierz na warcie,
Prosić Boga w modlitwach uparcie o zażarcie.

Czasem przybrać postać żaby, co w błocie siedzi,
Nie można być dumnym orłem, gdy się nie ma miedzi.
Tak Zosia siedziała raz niewidoczna, raz cicho,
W kamuflażu strachu, aby nie kusić licho. 50
Kameleon co gra główną rolę w filmie,
Tak ona raz podniosła rękę raz nogę usilnie.
Jakby losy świata się ważyły teraz, od tego,
Jaka będzie decyzja człowieka milczącego.
Innym razem wszędzie jej jak tygrysicy było,
Grała pod kamery okiem, dobrze jej się żyło.
Zmywać gary, piec na święta kury i indyki,
Odprawiać dyplomacji taniec szalony, dziki.
Sztuka zarobić, dać się polubić, mieć szacunek,
Na koniec wystawić za poty słony rachunek.
Trzy lata poniewierki nim została służącą,
Na dworze dolara teraz nie jest już jęcząca.
- Jak pies miło witać gości, w sercu ukryć złości.

Wrócił pan król z San Francisco, opalony,
Szczęśliwy, przywiózł prezent dla żony.
Harfę, aby czas mu umilała, aby na niej grała,
Gdy dopadnie go ból lub smutek, aby sił dodała.
Jesteś mym aniołem -powiedział – pokażesz skrzydła,
Gdy mój kogut zapieje, nie stanie się tobie krzywda.
Oddałem ci serce, lecz ty byś chciała mą duszę,
Światła we mnie nie rozpoznałaś, to powiedzieć muszę.
Zosia otrzymała kubek z mostem za porządek,
Pan ją pochwalił i wskazał na swój żołądek.
Ach, wpadłeś w me sidła i kurczaka z warzywami,
Mu podała i pół misek z lodem z ostrygami.
Telefon zadzwonił, a on nie zjadł, nie dopił wina,
Dzwonił senator, zwany Good news, dobra nowina,
Jak zawsze, gdy zbliżają się wybory on jest w biedzie
Potrzebuje wyborców i ich kasy, bo jest w potrzebie.
Mała dotacja by się przydała z pół miliona,
Więcej nie weżnie, nawet gdy dawali, niech skona.
Bo on demokrata z mocnymi zasadami,
Chce żyć w zgodzie ze swoimi sąsiadami. 83
Jest z partii prezydenta Baraka Obamy,
Choć biedny milioner, bo je pizzę i kebany.
W ten sposób jednoczy się z prostym ludem,
Był za ojczyznę w Wietnamie, ocalał cudem.
Jednym słowem równy jest z niego gość, z klasą,
Wydzwania po ludziach z wyborczą kiełbasą.
„Yes, we can”, ja mogę i ty potrafisz, zrób to,
Musisz chcieć, zrób, bo od chcenia bierze się wszystko.
„We can change it”, razem dokonamy zmiany,
Barak Obama, na prezydenta, jest kochamy. 93

Polityka nie dla Zosi, dobry jest Obama,
Zosia w Ząbkowicach swoje dolary ma.
To co zarobi, to co uskłada, wysyła,
do kraju, aby rodzina się nie męczyła.
Po co ma karmić swoją pracą banki,
Co promują gruszki na wierzbie, cacanki
Obiecanki kapitalistów, ona bez prawa
Pracy, tak jakby jej nie było, tutaj zjawa.
Bez zielonej karty, bez prawa pobytu,
Nie narzeka, nie straciła swego apetytu.
Smakują jej nieprzespane noce, dokarmianie
Zwierzyny, dużo lepsze niż biedy klepanie.
Ona jest łowczym dolarów, to jej sposób na życie.
Łowiectwo jest jej źródłem pożywienia, użycie,
Metafory, poluję na dolara nie dla zabawy,
Jest prawdą, nie ma w tym najmniejszej przesady.
Naciska wszystkie spusty bez większych problemów,
Uznając zasadę, robię to i to, milcz, nie mów.
Liczby poległych dni, miesięcy lat w willi,
Pogrzebana w amerykańskiej idylli.


Autor: baltazar Kategoria: Różne

 

Oceń wiersz

 

Komentarze

Komentować mogą tylko zalogowani użytkownicy. Jeśli nie masz jeszcze konta, możesz się zarejestrować.


Takie fajne pisanie..i los Polki pokazany idealnie..:)