Zjadacz mąki

W bezkresie myśli,
podążam za poznamym,
ledwo zbadanym, tak czesto rozkminianym.

Lecz ciągle nie odgadłem.
W sobie się zapadłem.
Jak gwiazda... Spadam i nie wrócę.

Bez tchu, tracę oddech,
i odchodzę.

Znajduje proszek na podłodze.
Nie mam już nic.
Zostaje mi tylko biały puch, dobrze by było jak by ktoś go z dmuch.

Mój ostatni przyjaciel, który mnie zjada.
Coraz bardziej skraca mi łańcuch.
Powoli się zabijam, widzę jak przemijam.

Kości zostały rzucone, umieranie zaliczone.
W oczekiwaniu na następny etap życia.
Myślę o chwilach straconych marzeniach o całym tym gównie.

Przy mecie szukam ratunku, przypominam sobie ze nie rozładowałem ładunku.
Zjadam kolejny gwóźdź i popijam mlekiem.
Nastaje ten moment wszystko się kończy.

Dlaczego to zrobił?
Miał tak dobrze, a teraz wypalone nozdrze.
Musze z nim pogadać!
Zaraz zacznie padać,
Wracamy.

Autor: pawello199315 Kategoria: Filozoficzne

 

Oceń wiersz

 

Komentarze

Komentować mogą tylko zalogowani użytkownicy. Jeśli nie masz jeszcze konta, możesz się zarejestrować.


moj pierwszy wiersz. Prosze o oceny i uwagi