Prościej



Dryfowałam, łapiąc się przyziemnych
wyjaśnień, pytałam: dlaczego
wzburzony oddech nie skrapla się solą na szybie?
Aż zawisłam bezwładnie u krańca łańcuszka i
kołyszę do snu twoją niespokojną duszę.
Rozczesując rzęsy, wciąż widzę Cię w głębi
niedostępnego błękitu - zakrztusisz się,
modląc bezgłośnie o słodycz moich ust,
a mógłbyś przecież krzyknąć...

Autor: McFearless1810 Kategoria: Miłosne

 

Oceń wiersz

 

Komentarze

Komentować mogą tylko zalogowani użytkownicy. Jeśli nie masz jeszcze konta, możesz się zarejestrować.